wtorek, 7 października 2014

Rozdział 4

***

Przechadzałam się jak to codziennie po Barcelonie, słońce świeciło okropnie.
Weszłam do galerii handlowej i rozglądałam się po różnych sklepach.
W pewnym momencie wytrzeszczyłam oczy i z niedowierzaniem podeszłam w stronę małego chłopca.
-Thiago?-zapytałam.
-Ciocia?!
-Tak, co ty tu robisz sam?
-Znowu się zgubiłem, no bo szedłem za mamą i zauważyłem super samochodzik, oglądałem go sobie a gdy chciałem już iść mamy nie było.
-Thiago nie możesz cały czas się gubić kiedyś może Ci się coś stać a teraz chodź pójdziemy na stadion do taty.
-Ale taty dzisiaj nie ma treningu-powiedział zawiedziony.
-A wiesz gdzie mieszkasz?-zapytałam z nadzieją, nie miałam ochoty chodzić po całym mieście i szukać jego domu.
-Tak.
-To chodź odprowadzę Cię.

Po paru minutach doszliśmy do wielkiej willi.
Zadzwoniłam na dzwonek i odezwał się głos.
-Tak?
-Ja do Lionela Messiego.
-Nie mogę pani wpuścić.
-Dlaczego niby?
-Bo taka jest moja praca, nie mogę wpuszczać byle kogo.
-Byle kogo! Jak mnie zaraz nie wpuścisz to wejdę tam siłą! Mam do niego sprawę!
-Tak? A jaką?-zapytał z kpiną.
-A taką!-podniosłam Thiago do góry a bramka od razu się otworzyła, w drzwiach domu pojawił się wysoki blondyn.
-Ja przepraszam, nie wiedziałem.
-Nic mnie to nie obchodzi gdzie Messi?
-W salonie.

Ruszyłam we wskazanym kierunku, na kanapie siedział Leo z dwójką przyjaciół i grali w jakąś grę.
-Leo-powiedziałam spokojnie.
Ani on ani pozostali nawet się nie ruszyli dalej wpatrzeni byli w ekran.
-Leo-powtórzyłam już trochę wkurzona.
Nic nie podziałało. Zakryłam chłopcu uszy i krzyknęłam.
-Lionelu Messi do cholery spójrz na mnie!!- od razu podziałało, on jak i pozostali od razu na mnie spojrzeli.
-Natalia co ty tu robisz? Thiago?
-Brawo stoję tu już od paru minut ale do was nic nie dociera, lepiej zadzwoń do jego matki bo będzie się martwić-ten bez zastanowienia chwycił za telefon.


-Anto?
-Leo... Thiago... on...-mówiła przez łzy.
-Ej mała nie płacz, jest bezpieczny w domu.
-Naprawdę?
-Tak, pogadamy jak wrócisz.

Po paru minutach do domu wpadła roztrzęsiona kobieta, jak się okazało matka Thiago.

Przytuliła chłopca i powoli zaczęła się uspokajać.
-Thiago nigdy mi tego nie rób-powiedziała i po raz kolejny przytuliła syna-Leo ja spuściłam go tylko na chwile z oczu i już go nie było.
-Anto spokojnie nic się nie stało, jak widać ma swojego anioła stróża-powiedział i wskazał na mnie.
-Dziękuje ci bardzo-powiedziała i przytuliła mnie.
-To nic, naprawdę.
-Jeszcze raz Ci bardzo dziękuje, zostaniesz na obiad?
-Nie muszę wracać.
-To Leo Cię zawiezie.
-Nie naprawdę.
-To zostań jeszcze na chwile pogadamy.
-Dobrze ale tylko na chwilę.


Weszłyśmy do kuchni i zaczęłyśmy rozmowę, Antonella jest naprawdę wspaniałą kobietą, od razu złapałam z nią kontakt.
Po godzinie zaczęłam się zbierać.
-Trzymaj się i jak coś to dzwoń do mnie-powiedziała Anto i mnie przytuliła.
-Jasne do zobaczenia-powiedziałam i chwyciłam za klamkę, po chwili poczułam ból i zobaczyłam ciemność.


Marc...


Od rana chodził zdenerwowany, miał jakieś przeczucie, że stanie się coś złego, nawet poranne bieganie go nie uspokoiło.

Przebrał się, wszedł do auta i odjechał w stronę szpitala.
Dzisiaj przypadła jego kolej na odwiedziny w szpitalu, nie był z tego zadowolony, to nie tak, że tego nie lubił tylko nie miał na to ochoty dzisiaj.
Wyszedł z samochodu przybrał sztuczny uśmiech i ruszył w stronę wejścia.

Po paru godzinach zadzwonił jego telefon.
-Tak?
-Marc proszę Cię pojedź do Leo i powiedz mu, że ma do mnie przyjechać.
-A czemu do niego nie zadzwonisz?
-Bo nie odbiera.
-A reszta?
-Też nie a poza tym mieszkasz najbliżej.
-Ale jestem w szpitalu.
-Marc.
-Dobra-powiedział zrezygnowany i lekko wkurzony i opuścił szpital.

Pod posiadłość Messiego dojechał okropnie wkurzony, jazda przez miasto zajęła mu ponad godzinę przez korki.
Szybkim krokiem przemierzył odległość od samochodu do drzwi i nic nie myśląc otworzył je z hukiem, zamarł gdy usłyszał czyjś krzyk, spojrzał za drzwi i zbladł.

-Co tu się dzieje?-krzyknął Leo wchodząc do przedpokoju-Marc coś ty zrobił?!-ryknął gdy zobaczył ciało dziewczyny na podłodze.
-Ja..ja nie wiem jak to się stało.
-Pomóż mi ją zabrać.

Po paru minutach cucenia dziewczyna powoli zaczęła odzyskiwać przytomność.
-Co...co się stało?-zapytała słabo.
-Natalia! Leż spokojnie zaraz Ci opowiem-powiedział zaaferowany Leo.

Marc..

Stałem i patrzyłem na dziewczynę z niedowierzaniem. Co ja zrobiłem?!  Mogłem ją zabić!
Spojrzałem na nią i zaczęła mi kogoś przypominać.
Odetchnął gdy zaczęła się budzić.
Dopiero gdy otworzyła oczy poznałem ją, tych oczu się nie zapomina jednak gdy przypomniałem sobie nasze ostatnie spotkanie skrzywiłem się, boję się jak zareaguje teraz.

Gdy Leo opowiedział jej co się stało spojrzała na mnie groźnie a ja lekko uśmiechnąłem się.
-Znowu ty?!-uśmiech zszedł mi z twarzy gdy krzyknęła.
-Ja.. ja przepraszam na prawdę nie chciałem.
-To po jaką cholere trzasnąłeś tymi drzwiami.
-Ja..ja
-Daruj sobie. Leo, która godzina?
-16.
-Kurwa, jestem spóźniona.
-Zawiozę Cię-zaproponował Messi.
-Nie ja to zrobię, ale wcześniej trzeba jechać do lekarza-odezwałem się.
-NIE!
-Chodź-wyciągnąłem w jej stronę rękę, jednak ta nawet na mnie nie spojrzała, przewróciłem oczami i wziąłem ją na ręce.
-Puść mnie!
-Nie.
-Puść!
-Cześć wam a i Leo trener chce żebyś do niego przyjechał.

Wsadziłem ją do samochodu i zacząłem rozmasowywać obolałe miejsca, szczerze mówiąc siłe to ona ma niezłą.
Wsiadłem i odjechaliśmy.

***

Natalia...

Co ten palant sobie wyobraża, pierwsze uderza mnie drzwiami a potem porywa.
Wściekła siedziałam w tym jego zasranym samochodzie.
Spojrzałam na niego, przystojny to on był i to okropnie, miał piękne czekoladowe oczy.
-Podoba Ci się?-z zamyśleń wyrwał mnie jego głos.
-Chciałbyś-odparłam lekko zakłopotana.
-To czemu mi się przyglądasz?-zapytał i uniósł brew.
Od odpowiedzi uratował ją dojazd do szpitala.
-Nie pójdę tam!
-A chcesz się przekonać? Albo pójdziesz sama albo wezmę Cię na ręce.
-Dobra idę.


Po godzinie wyszli ze szpitala, na szczęście Natalia nie miała żadnych obrażeń poza sińcem nad okiem.
-Zawieź mnie pod hotel muszę się jakoś usprawiedliwić-powiedziała lekko poddenerwowana.
-Dobrze ale ja sam porozmawiam z twoją wychowawczynią.
-Poradzę sobie-fuknęła.
-Nie wątpię ale ja i tak to załatwię.

Po paru minutach dojechali pod hotel, dziewczyna lekko zdenerwowana ruszyła przed siebie, w holu od razu dopadła ją wychowawczyni.
-Gdzieś ty była?! Czemu chodzisz sama?! Już chciałam wzywać policję!
-Gdyby to zależało ode mnie byłabym tu na czas, jednak pewien idiota mi to uniemożliwił!
-Nie podnoś na mnie głosu.
-Niech pani sobie daruje te gadanie-powiedziała i ruszyła w stronę pokoju.
-Wracaj tu!
-Spokojnie ja wszystko wyjaśnię-odparł wysoki brunet.
-Kim pan jest?
-Marc Bartra to właśnie przeze mnie Natalia się spóźniła.
-A to ciekawe.
Chłopak opowiedział całą historię i przeprosił za spóźnienie, starsza kobieta oczarowana nim przyjęła je bez problemu.
-Cz mógłbym mieć do pani prośbę?
-Mów chłopcze.
-Czy mógłbym jutro zabrać na parę godzin Natalię chcę jej wynagrodzić dzisiejsze zajście.
-Dobrze zrobię to dla ciebie tylko ten jeden raz, może tobie uda się do niej dotrzeć, jet trudnym dzieckiem.
-Dziękuje pani bardzo, zajrzę do niej na chwilę.
-Oczywiście.

Właśnie wchodziła pod prysznic gdy usłyszała pukanie do drzwi, ubrała szlafrok i otworzyła.
-Czego znowu chcesz?-zapytała widząc Marca
-Chciałem się pożegnać i powiedzieć, że wszystko załatwione, jutro zabieram Cię na wycieczkę.
-Co?! Nigdzie z tobą nie jadę! Wywieziesz mnie gdzieś, zgwałcisz. Nie ma mowy!
-Przestań, chcę Ci tylko pokazać Barcelonę i przeprosić za dzisiejszy wypadek a teraz lecę pa-pocałował ją w policzek i uciekł zanim zdążyła coś powiedzieć.

***

W końcu udało mi się coś napisać, przepraszam za taką przerwę ale szkoła nie rozpieszcza, mam także dobrą wiadomość zaczęłam już pisać rozdział na: http://nowa-znajomosc.blogspot.com/ i myślę, że za parę dni pojawi się coś nowego.

Mam nadzieje, że ktoś jeszcze czyta ten blog ;)